Nie musi przykuwać uwagi, nie musi się podobać, nie musi być poprawny, ba! Nawet lepiej jak taki nie będzie

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Czarni pokazali się kibicom


Drugiego dnia obchodów XVI Święta Ryby oraz święta dwumiasta przed słupskim ratuszem miała miejsce prezentacja towaru eksportowego i najlepszej wizytówki miasta, czyli ekipy Energi Czarnych Słupsk.

Kibice czekali na to wydarzenie już od dłuższego czasu, gdyż Czarne Pantery, które w sezonie 2012/2013 poprowadzi litewski szkoleniowiec Marius Linartas, przeszły prawdziwą rewolucję. Z zawodników, którzy reprezentowali Czarnych w ubiegłym sezonie nikt prócz wychowanków nie przedłużył umowy- mimo szczerych chęci niektórych graczy, jak na przykład byłego już kapitana Mantasa Cesnauskisa. 

W nadchodzącym sezonie zupełnie nowy, ośmioosobowy, trzon składu wspierać będzie aż czterech wychowanków. Prócz dobrze znanych już w Słupsku Patryka Przyborowskiego, Wojtka Osińskiego i Szymona Długosza do składu seniorów dołączył szesnastoletni Wojtek Jakubiak.

Po za zupełnie nowym składem kolejną nowością jest kolor strojów, w jakich koszykarze Czarnych Panter występować będą w Hali Gryfia. Klub zdecydował, że czerwień zastąpi dotychczasową biel, a przekonany został do tego m.in. wynikami ankiety przeprowadzonej na facebook'owym fun page'u klubu.

Zawodnicy treningi na stadionie 650- lecia zaczęli już w ostatni poniedziałek. W najbliższym tygodniu koszykarze po raz pierwszy trenować będą w hali przy ulicy Szczecińskiej. Przed startem rozgrywek rozegrają kilka meczów sparingowych, a słupscy kibice po raz pierwszy będą mogli ujrzeć ich w akcji 15 i 16 września, kiedy to rozegrany zostanie coroczny Turniej o Puchar Prezydenta Miasta Słupska.

Skład Energi Czarnych Słupsk na sezon 2012/2013




Todd Abernethy

rozgrywający
 

Oded Brandwein

rozgrywający/rzucający obrońca

Wojciech Jakubiak 

rozgrywający/ rzucający obrońca

Knutson Levi

rzucający

Patryk Przyborowski

rzucający obrońca/niski skrzydłowy

Wojciech Osiński

rzucający obrońca/niski skrzydłowy

Mateusz Kostrzewski

rzucający obrońca/niski skrzydłowy

Szymon Długosz

 silny skrzydłowy

Michał Nowakowski

silny skrzydłowy

 Valdas Dabkus

silny skrzydłowy

Robert Tomaszek

silny skrzydłowy

Yemi Gadri Nicholson

środkowy

 Marius Linartas

Algidras Milonas

Mirosław Lisztwan

sztab trenerski

piątek, 17 sierpnia 2012

Jak zapamiętałem Londyn...

Po osiemnastu dniach XXX Igrzyska Olimpijskie w Londynie przeszły do historii. Pod wieloma względami były to igrzyska wyjątkowe i pod wieloma różniły się od tych pekińskich. Na wielu arenach, po za pięknymi chwilami, nie brakowało chwil gorszych, o których Londyn chce jak najszybciej zapomnieć.

STRZELECTWO

Pierwszy poranek sportowej rywalizacji był dla Polaków niezwykle szczęśliwy. W pierwszym olimpijskim finale, za sprawą Sylwii Bogackiej, zdobyliśmy srebro w strzelaniu w pozycji stojącej. Pięknie wyglądała wtedy tabela medalowa tuż po tych zawodach; na pierwszym miejscu Chiny, ze złotem i brązem, a tuż za nimi Polska.

To wystrzelane srebro, przez długi czas było jedynym polskim medalem. Kilka długich dni mieliśmy głęboką posuchę, a występy naszych sportowców przyprawiały o ciarki na plecach, bynajmniej nie z powodu ich wspaniałości.

TENIS

Zimny prysznic, już w pierwszej rundzie, czekał kibiców tenisa. Faworytka do wygrania singlowego turnieju i jedna z murowanych nadziei medalowych dla Polski, Agnieszka Radwańska, po koszmarnej grze odpada z niemką Julią Goerges już w pierwszej rundzie singlowego, później w drugiej rundzie debla( grała z siostrą) i znów w pierwszej grając mixta. Nie lepiej poradzili sobie panowie. Zarówno debel, jak i Kubot żegnają się z kortami Wimbledonu już po pierwszej rundzie. Najepiej poradziła sobie Ula Radwańska, czyli teoretycznie ostatnia osoba z tenisowej kadry na Londyn, którą moglibyśmy o to posądzić. Wygrała najwięcej, bo aż dwa mecze! W drugiej rundzie singla odpadła z późniejszą mistrzynią olimpijską Sereną Williams.

Zostając na korcie, nie sposób pominąć wątku dwóch meczów męskiego singla. Francuz Tsonga męczył się z nierozstawionym Kanadyjczykiem Milosem Raoniciem do tego stopnia, że potrzebował aż... uwaga, 48 gemów w trzecim secie, aby swojego rywala pokonać 25:23 i cały mecz wygrać 2:1. Jeszcze więcej emocji było w spotkaniu, które w trakcie jego trwania okrzyknięto przedwczesnym finałem. Legenda tenisa, szwajcar Rodger Federer trafił na Argentyńczyka Del Porto. Rozstawiony zaledwie z numerem ósmym Argentyńczyk stawił zacięty opór mistrzowi. Miał nawet kilka piłek meczowych, nie załamał się nawet, gdy przy stanie po 9 w gemach został przełamany- wygrał wtedy podanie szwajcara do zera! Ostatecznie po 266 minutach gry(4h 26min!) przegrał 19:17. W finale turnieju Federer stanął przed szansą skompletowania złotego szlema, ale na drodze stanęła mu nadzieja gospodarzy, Andy Murray i ostatecznie to on wygrał turniej olimpijski.

SZERMIERKA


To co działo się w hali ExCel, było prawdziwym koszmarem polskiej szermierki. Nasi reprezentanci i reprezentantki przegrywali wszystko, co można było przegrać, odpadając w pierwszych rundach z wyjątkiem szablistów Oli Sochy i Adama Skrodzkiego- dla tej dwójki dopiero druga runda okazała się zbyt wymagająca. Nawet niezwykle mocna, jak mogło się wydawać przed igrzyskami, drużyna florecistek w ćwierćfinale dostaje łupnia od francuzek i kończy na śmiesznym piątym miejscu.

W międzynarodowych mediach o szermierce zrobiło się głośno głównie za sprawą skandalu, do jakiego doszło w półfinale kobiecej szpady. Pojedynek pomiędzy koreanką A Lam Shin, a niemką Brittą Heidemann od początku do końca obfitował w emocje. Żadna z zawodniczek nie mogła wypracować sobie przewagi w rezultacie czego o losach pojedynku zadecydować miała minutowa dogrywka. Przez jej 59 sekund zwycięzcy wciąż nie było. Jednak to właśnie ostatnia sekunda zostanie zapamiętana, jako jeden z najbardziej niechlubnych momentów londyńskich igrzysk. W ciągu owej jednej sekundy sędziowie dopuścili do przeprowadzenia trzech oddzielnych akcji, w trakcie których zegar nawet nie ruszył. Pierwsze dwie obroniła koreanka i to ona była finalistką, ale w trzeciej niemka zdołała zadać decydujące trafienie odmieniając losy pojedynku. Koreański trener z niedowierzaniem przyglądający się całej sytuacji błyskawicznie złożył protest, zresztą słuszną, bo ile można trwać jedna mała sekunda?!. Narady trwały ponad pół godziny, a werdyktu ostatecznie nie zmieniono. Przez cały ten czas azjatka siedziała na macie płacząc. Ostatecznie nie wywalczyła nawet brązowego medalu, gdyż nieco później tego samego dnia przegrała walkę o trzecie miejsce z chinką Sun Yuije.

KOSZYKÓWKA

Wszyscy spodziewali się dominacji ekipy USA,  a za jedyną drużynę, która mogłaby stawić opór gwiazdom NBA uważano Hiszpanów. Każdy kto tak uważał nie pomylił się dużo. Amerykanie obronili tytuł z Pekinu, w finale znów pokonując Hiszpanów, którym zabrakło naprawdę niewiele, by sprawić największą sensację igrzysk. Faza grupowa nie przyniosła niczego niespodziewanego, awans zapewniły sobie te ekipy, które ten awans miały wywalczyć. Jednak zarówno Hiszpanie jak i Amerykanie mieli swoje słabsze momenty. Ci pierwsi męczyli się z gospodarzami, by ostatecznie wygrać zaledwie jednym oczkiem, a nawet potknęli się w meczu z Brazylią. Mistrzowie zaś najpierw zmasakrowali Nigeryjczyków wygrywając 156:73, bijąc tym samym rekord ilości zdobytych punktów w jednym meczu na imprezie rangi mistrzostw świata i olimpijskich, a Carmelo Anthony ustanowił indywidualny rekord punktowy, rzucając 37 pkt w tym 10/12 za 3pkt. W następnej kolejcie natomiast późniejsi mistrzowie nie mogli poradzić sobie ze stawiającymi zaciekły opór Litwinami, mecząc się całe 40minut, ale ostatecznie wygrywając skromną różnicą 5 punktów.

PODNOSZENIE CIĘŻARÓW

Właśnie dzwiganie sztangi przyniosło Polakom pierwszy z dwóch złotych krążków. W kategorii 85kg mitrzem olimpijskim został Adrian Zieliński. Konkurs obfitował w emocje i niespodzianki. Rwanie mocno przeżedziło czołówkę, bo faworycie do złota, rekordzista świata Białorusin Andrej Rybakou i mistrz Azji Irańczyk Sohrab Moradi, nie wytrzymali presji olimpijskiego konkursu paląc wszystkie trzy próby. W podrzucie nie wytrzymał z kolei drugi po rwaniu Chińczyk Lu Yong, również paląc wszystkie podejścia. Ostatecznie najwięcej podrzucił Zieliński(211kg), a o złocie zadecydowało 13dkg różnicy w wadze na korzyść Polaka.

Wielkie nadzieje na drugi złoty medal ciężarowców mieliśmy w kategorii 105kg. Niepodważalnym i jedynym pretendentem do złota był Marcin Dołęga, a wszystko za sprawą tego, że z konkursu w ostatniej chwili zrezygnowali rosyjscy mistrz i wicemistrz świata , a już kilka tygodni przez igrzyskami wycofał się rekordzista świata Białorusin Andriej Armanau. Dzięki temu mieliśmy szansę również na drugi medal, gdyż w dziwięcioosobowej stawce silny był także Bartłomiej Bonk. Jakiż szok, zdziwienie i rozgoryczenie przeżyli fani Dołęgi już w rwaniu. Polak trzy razi spalił ciężar wyjściowy 190kg i pożegnał się z turniejem. Naszą nadzieję medalową pozostał jeszcze Bonk. Na szczęście on nie zawiódł. Po rwaniu był liderem, w podrzucie utrzymywał się na prowadzeniu niemal do samego końca i tylko ostatnimi próbami wyprzedzili go Irańczyk Navab Nasirshelal i Ukrainiec Oleksij Torokchtij, ten drugi wygrał cały konkurs.

PŁYWANIE

W londyńskim Aquatics Centre do historii, w swoich trzecich już igrzyskach, przeszedł Micheal Phelps. Nikt w historii nowożytnych igrzysk nie wywalczył na olimpiadach tylu krążków, co amerykanin. Wyjeżdząjąc z Londyny Phelps miał na koncie 18 złotych, 2 srebre i 2 brązowe medale, co jak łatwo policzyć daje rekordową ilość 22 olimpijskich trofeów. Jednak po za tym Phelps nie zachwycał już tak jak w Pekinie, gdzie bił rekordy na każdym dystansie, w jakim startował- w Londynie nie pobił żadnego. Mało tego, na własne życzenie przegrał złoto na 200m stylem klasycznym- kompletnie źle obliczył sobie nawroty w rezultacie czego za każdym razem musiał desperacko szukać ściany basenu, co skwapliwie wykorzystał reprezentant RPA Chad le Clos.

Śmiało można natomiast powiedzieć, że londyńską pływalnię podbiła młodzież płci żeńskiej. Miło było oglądać jak zdecydowanie starsze, bardziej utytułowane i doświadczone pływaczki musiały uznawać wyższość piętnasto, szesnasto czy siedemnastolatek. I aż mi głupio, że jako siedemnastolatek moim szczytowym osiągnięciem jest udana pogoń za autobusem, by uniknąć spóźnienia do szkoły... Wszystko zaczęło się od złota i rekordu świata (4:28.43) 16-letniej chinki Ye Shiwen na 400m stylem zmiennym, a dla porównania setkę, którą płynęła stylem dowolnym popłynęła szybciej niż na takim samym dystansie pokonał mistrz olimpijski w rywalizacji panów, czyli Ryan Lochte. Później jeszcze młodsza, bo 15-letnia litwinka Ruta Meilutyte zgarnia złoto na setkę klasycznym. Dalej na 800 dowolnym krążek z najcenniejszego krószca zawisł na szyji 15-latki z USA Katie Ledecky, no ta bene przez długi czas płynęła szybciej niż tempo na rekord świata, ale ostatecznie ten nie padł. Jednak prawdziwą gwiazdą wśród pływackiej młodzieży była w Londynie amerykanka Melissa Franklin. która w stylu grzbietowym gdzie najpierw na setkę pokonała faworytki Emily Seebohm i Aya'e Terakawa'e, by potem na 200m znokautować rywalki bijąc rekord świata (2.04,06s).

WIOSŁA

O torze wioślarskim przed igrzyskami często mówiono w medalowym kontekście,  m.in. dominatorów z czwórki podwójnej mężczyzn. Jednak wioślarze w zaparte podtrzymywali passę niepowodzeń z innych aren olimpijskich. Co prawda nasze osady nie odpadały w pierwszych wyścigach i nawet często wpływały do finałów, jednak panowie żadnego medalu z Londynu nie przywieźli. Skońcyzła się również era dominacji wspomnianej czwórki podwójnej. Nie zobaczymy już tej osady w takim składzie, ba... takiej czwórki jak ta długo nie zobaczymy, oni byli po prostu mistrzami- w Londynie do mety przypłynęli na szóstym miejscu.

Lepiej pod względem dorobku medalowego spisały się żeńskie wiosła. Magda Fularczyk  i Julia Michalska wywalczyły brąz w dwójce. Również brązowy krążek zdobyły w kajakach dwójkach na dystansie 500m Beata Mikołajczyk i Karolina Naja.

Olbrzymie szanse na medale mieliśmy w kajakarstwie górskim, gdzie nasi reprezentanci znaleźli się w aż trzech wąskich finałach. Niestety Marcin Pochwała i Piotr Szczepański w kanadyjkach dwójkach dopłynęli na piątym, tuż za podium zawody w kajakach jedynkach zakończył Mateusz Polaczyk, a w K1 kobiet, startująca jako ostatnia w wąskim finale, dzięki wygranej w półfinale, Natalia Pacierpnik nie wytrzymała presji i skończyła dopiero na siódmej pozycji.

LEKKOATLETYKA

Tylko cztery lekkoatletyczne rekordy świata padły w Londynie. Bolt po raz kolejny udowodnił, że nie można go doścignąć, a porażki w mistrzostwach Jamajki na 100 i 200 metrów z Yohan'em Blake'iem były tylko nieporozumieniem. Do pełni szczęścia dla przeciętnego oglądacza lekkoatletyki, jakim jestem, zabrakło tylko rekordu na którymś z tych dystansów i tylko dlatego, ze Bolt pobić ich nie chciał, znacząco zwalniając na finiszowych metrach i spoglądając za siebie, jak daleko jest Blake. Rekordowa była natomiast Jamajska sztafeta 4 x 100m i tam widać było, że nawet Bolt dał z siebie wszystko..

Polacy występów naszych reprezentantów na Stadionie Olimpijskim nie powinni wspominać źle. Kilkadziesiąt minut po tym, jak Adrian Zieliński zdobył złoto w podnoszeniu ciężarów, taki sam krążek zdobył miotacz Szymon Majewski, broniąc mistrzostwa olimpijskiego z Pekinu. W rzucie młotem natomiast Anita Włodarczyk zdobyła medal koloru srebrnego, a złoto było na wyciągnięcie ręki, bo Polka oddała najdalszy rzut w konkursie, jednak spaliła próbę.

Po za tymi dwoma krążkami reszta naszych lekkoatletów nie zachwyciła. Rozczarowali głównie biegacze na 800 metrów, któzy zapowiadali przynajmniej jeden medal i tyczkarki, w których również pokładano spore nadzieje.

Ostatniego dnia igrzysk odbył się męski maraton. Świetnie wystąpił w nim Henryk Szot, który wbiegając na metę jako dziewiąty został najlepszym europejczykiem, o siedemnaście sekund wyprzedzając dziesiątego na linii mety Włocha.

TRANSMISJE

Radość z oglądania Igrzysk XXX Olimpiady w Londynie skutecznie psuła Telewizja Polska. Rozumiem, że bloki reklamowe w przerwach ważnych olimpijskich rozgrywek są niezwykle dochodowe, ale słuchanie w kółko tych samych reklamówek sponsorów tytularnych między każdym setem i na każdej przerwie technicznej doprowadzało do palpitacji serca większych niż podczas samych meczów z Australią i Rosją... Zresztą nie tylko na siatkówce reklamy doprowadzały do szału. Przez cały czas trwania igrzysk były za długie i było ich za dużo. Kolejną sprawą jest obsada studio w Warszawie. Prezenterki nie mające pojęcia o sporcie w jakiej kolwiek postaci, prócz seksu, to chyba kara za słabe wpływy z abonamentu... ale studia nie można było dobrze obsadzić, bo wszyscy najlepsi dziennikarze telewizji publicznej polecieli na wczasy do Londynu, zostawiając w stolicy bandę amatorów jeśli chodzi o dziennikarstwo sportowe. 

ZNICZ

Okazuje się, że Brytyjczycy nie tylko poczucie humoru mają specyficzne. Forma znicza oraz jego zapalenia, to kolejna rzecz, dzięki której wyspiarze wyróżniają się na całym świecie, a cały świat chwali ich za to. Ja nie pochwalę. Pierwszy znicz zapalono w 1912 roku w Sztokholmie i od tamtego czasu, aż do ceremonii otwarcia XXX Igrzysk w Londynie był on jednym płomieniem i tylko jego wielkość jak i wielkość oraz waga samej konstrukcji znicza z igrzysk na igrzyska zwiększała się, aż do porażających 300 ton w Pekinie. Brytyjczycy, naród z reguły szanujący tradycję, tym razem postanowił całkowicie ją złamać. Jeden ogień z greckiej Olimpii, który do w drodze do Londynu przebył dystans tysięcy kilometrów, na Stadionie Olimpijskim ot tak rozdrobniony został na 205 płomieni składających się na obraz całego znicza. Co z tego, że pięknym gestem było zbudowanie znicza z elementów przyniesionych przez każdą z reprezentacji uczestniczących na igrzyskach, skoro pewna tradycja obowiązywała, a teraz możemy mówić o niej w czasie przeszłym. Oprócz samego znicza, również forma  jego zapalenia uzyskała przyklask całego świata, a mnie wprawiła w prawdziwe osłupienie. Od tak dawna jak zapalany jest znicz, jest to przywilej zarezerwowany dla wyjątkowych obywateli kraju gospodarza. Aby dostąpić zaszczytu zapalenia ognia olimpijskiego, który jest chyba nawet cenniejszy niż złoto olimpijskie, trzeba było zasłużyć na niego całym swoim życiem. Po prostu trzeba było zostać legendą swojego kraju. U Brytyjczyków takich legend nie brakuje, jak chociażby wioślarz Steve Redgrave, pięciokrotny mistrz olimpijski czy dwukrotny złoty medalista olimpijski w dziesięcioboju Daley Thompson.  Jednka żadno z nich nie dostąpiło tego zaszczytu. Przypadł on aż siedmiu osobom: Callum Airlie, Jordan Duckitt, Desiree Henry, Katie Kirk, Cameron MacRitchie, Aidan Reynolds i Adelle Tracey. Jeśli Wy również zastanawiacie się kim oni są?! To spieszę z wyjaśnieniami, iż to młodzi brytyjscy sportowcy, którzy w sporcie nie osiągnęli do tej pory nic, absolutnie nic co upoważniało by ich do zapalenia znicza. Jak widać tradycja tradycją, a Brytyjczycy i tak zrobią po swojemu...

Nie sposób napisać o wszystkim, nawet w tak długim podsumowaniu, dlatego na sam koniec pragnę podziękować wszystkim sportowcom reprezentującym nasz kraj na Igrzyskach XXX Olimpiady w Londynie, a zwłaszcza medalistom; tym wymienionym jak i nie wymienionym w podsumowaniu.

Arkadiusz Szewczyk